poniedziałek, 30 września 2013

O pociągach czytaliście zapewne już wszędzie i na pewno macie już niemałe pojęcie o tym, jak kursują (a raczej jak nie kursują). Postanowiłam jednak dodać coś od siebie, bo to temat rzeka i słów o tym nigdy za wiele.


Od trzech lat codziennie jeżdżę pociągami, jak nie do szkoły, to do pracy, jak nie do pracy, to na zakupy itd - no doświadczenia już trochę mam. Przez ten czas nastrzępiłam sobie sporo nerwów i niejedno przekleństwo przeszło mi przez myśl, gdy coś po raz kolejny poszło nie tak. Opiszę zatem w punktach, czego konkretnie nie lubię w PKP (a konkretnie w Kolejach Mazowieckich).
  1. Zimą obsuwki są normą. Nie mówię tu o spóźnieniach rzędu 5-10 minut. Spokojnie możecie spodziewać się opóźnień 200 - minutowych, a czasem dłuższych. Oczywiście nie usłyszycie "pociąg xyz przybędzie z opóźnieniem około 200 minut". Zamiast tego z głośników popłynie denerwujące "pociąg xyz przybędzie z opóźnieniem około 10 minut. Opóźnienie pociągu może ulec zmianie". I to zdanie jest puszczane kilka razy, aż dostajecie nerwów, bo zamiast stać głupio na peronie, moglibyście pójść coś zjeść albo pozwiedzać. Zresztą opóźnienia zdarzają się także latem, wiosną, jesienią i tu wcale nie należy szukać przyczyn - pociągi spóźniają się dla zasady.
  2. Gdy już jednak ma przyjechać, stoi tłum ludzi na peronie, każdy przygotowany niczym maratończycy przed startem do biegu, żeby zająć wolne miejsce siedzące nie tylko sobie, ale także swoim znajomym, nadjeżdża pociąg! Godzina szczytu, a puszczona zostaje jedna jednostka! Co to oznacza? Nie usiądziesz, na to już nie licz. Postaraj się w ogóle wsiąść do pociągu, by przejechać w ścisku całą drogę.
  3. W ogóle Koleje Mazowieckie mają gdzieś swoich klientów. Kiedyś napisałam do nich list, w którym wspomniałam o nieprzyjemnej sytuacji, która miała miejsce w pociągu, dodałam także, że konduktor nie zareagował, a w odpowiedzi po miesiącu dostałam, że taka sytuacja wcale nie miała miejsca i że konduktor w ogóle sobie tego nie przypomina.
  4. Strasznie nie lubię osób (głównie kobiet), które czyhają na peronie na przyjazd pociągu z telefonami w łapkach i w momencie jak już wsiadają, znajdują wygodne miejsce, podnoszą te telefony do uszu i zaczynają gadać. Gadają 10 minut, pół godziny, półtorej - nieważne, że wokół są inni. Wszyscy musimy słuchać, jaki jakaś pani miała ciężki dzień w pracy, jaka tragiczna była wizyta u dentysty oraz na jaką chorobę zmarło dziecko sąsiadki. Oczywiście osoba po drugiej stronie słabo słyszy, no bo pociąg zagłusza, więc taka pani mówi bardzo głośno zupełnie się niczym nie przejmując.
  5. Tak samo nie lubię pań, które kładą swoje zmęczone siatki na siedzeniach. To się dzieje nie tylko w pociągach, ale także w autobusach, tramwajach, w metrze. Siatki są bardziej zmęczone od Ciebie po całym dniu w pracy czy w szkole, zrozum to.
  6. No i najlepsze - cały pociąg zapchany, ale jakimś cudem dostrzegasz to jedno wolne miejsce. Podchodzisz, a ktoś mówi "zajęte". Zajęte jedną stację, drugą, trzecią. A Ty stoisz razem z tłumem innych ludzi, którzy też nie usiądą, bo przecież zajęte.
  7. Picie i palenie w ostatnim wagonie jest już normą. Każdy o tym wie, nikt nic z tym nie robi. Zagadką dla mnie jest, skąd się wzięło na to przyzwolenie.
  8. Na koniec zostawiam hit, w którym na szczęście nie uczestniczyłam, ale wielokrotnie widziałam zdjęcia - pociąg ma awarię, więc trzeba wysiąść. Szczere pole, radźcie sobie sami.

Dajcie znać, czy macie podobne przeżycia związane z PKP. A może zdarzyły Wam się lepsze przygody w pociągach?