wtorek, 1 października 2013

Jak kilka lat temu chodziłam na rozpoczęcia roku w szkole, zakładałam białą koszulę i prostą czarną spódnicę lub spodnie. Tego wymagała dyrekcja, zresztą każdy tak się ubierał i nie było w tym nic dziwnego. Teraz święta tego typu ocierają się o rewię mody. 



2 września wybierałam się do pracy pociągiem, skoczyłam do kasy kupić bilet i spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Nie mówię tu o kolejce. Przede mną stały dziewczyny wybierające się do szkoły. Jedna miała wysokie lity, inna czerwone szpilki, do tego długie spódnice, z rozcięciem, bez rozcięcia ale za to z krótką halką, ramoneski, bralety, wzorzyste marynarki, mocne makijaże, tapir na głowie. Każda z nich starała się pokazać, że w wakacje nie próżnowała i że przeczytała Vogue'a od deski do deski. Wyglądały jak klony.

Jak poszłam na studia, byłam bardzo podekscytowana. Myślałam, że żarty się skończyły, wkraczam wśród dorosłych ludzi, rozumujących poważnie. Wiadomo - studia w pewien sposób filtrują. Mam wrażenie, że każdy u mnie na roku myślał podobnie, bo skupiliśmy się na integracji, nauce i innych studenckich sprawach. Dziś na facebookowej grupie naszej uczelni jakiś chłopak zamieścił post o treści "Stwierdzam wszem i wobec ze mamy najzajebistszy rok i ludzików na nim na całym SGGW i myślę ze w najbliższych miesiącach przejdziemy do historii naszej uczelni jako najlepsi i będziemy po prostu genialni i tyle xD PS: wsumie to już jesteśmy ;)". Co, co,co? To jakaś impreza, gimnazjum czy co? Nie mówię, że trzeba być sztywnym jak po połknięciu kija, ale trochę powagi nie zaszkodzi.

W ogóle zauważyłam na uczelni, że im młodsi dochodzą, tym bardziej roszczeniowe postawy mają. Od siebie nic, ale im należy się wszystko.

Zauważyliście taki "trend"? Piszcie w komentarzach!