poniedziałek, 9 grudnia 2013

O tej serii było już głośno. Podobnie jak Chodakowska, zrewolucjonizowała życie milionów kobiet (prawda, że niewiele im trzeba?). Przeczytałam wszystke trzy części, by móc wyrazić na ich temat swoją opinię i w zasadzie nie wiem, czy nie żałuję czasu nad nimi spędzonego. 


Lubię czytać, serio. Są książki, do których wracam wiele razy i zawsze budzą we mnie podobne emocje. Do tej serii jednak nie wrócę nigdy więcej, bo reprezentują one koszmarną grafomanię. Ok, nie jestem specjalistą od poprawnego, chwytającego za serce pisanie. "50 twarzy Greya" jednak i każda kolejna część to książki, które pochłania się w jeden wieczór z myślą czy autorka przeczytała to przed drukiem? 


To niesamowite, ile razy Ana przygryzała wargę, jak bardzo działało to na Christiana oraz w jak bardzo absourdalnych sytuacjach nie mogła oderwać od niego wzroku. Do tej pory nie wiem kim był Święty Barnaba. Dodatkowo z milion razy dowiadujemy się jak cudowny jest Christian. No i nie można zapomnieć o tańczącej oraz robiącej fikołki (what?) Wewnętrznej Bogini (WHAT?). 

Wiecie, nie oczekiwałam po tych książkach czegoś, co poszerzy mi wiedzę o świecie oraz co specjalnie mnie zachwyci. Myślałam, że skoro tyle osób jest nią zachwyconych, to coś musi być na rzeczy! To moje jedyne usprawiedliwienie.

Ale dalej...

Grey jest istotą perfekcyjną. Lubi S&M, niewolnice, różnego rodzaju gadżety oraz zdrowe odżywianie. Ana jest niepozorną dziewczyną, która potyka się o własne nogi, ma skomplikowane relacje rodzinne i często przygryza wargę. Jak zwykle bywa w tanich historiach miłosnych, ta dwójka wpada na siebie i zaczyna się romans. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo może część z Was nie przeczytała jeszcze żadnej z książek z tej serii i ma ogromną potrzebę nadrobić zaległości. 

Mogę tylko powiedzieć, że w 2 części pojawiają się elementy kryminalne (serio, nie wkręcam Was), a w 3 prorodzinne. Na końcu poznajemy Christiana jako małe dziecko, co chyba ma być ukłonem autorki w naszą stronę za to, że przebrnęliśmy przez tyle ciężkich stron. 

Nie wiem w jaki sposób ta trzytomowa tragedia stała się bestsellerem, co sprawiło, że uwielbia ją tyle osób i w jaki sposób ta seria doprowadziła do REWOLUCJI w życiu milionów kobiet (jak wyczytałam w jakiejś recencji czy w innym miejscu). Niewiele czasu spędziłam czytając te książki, zabrałam się za nie mając wakacje, więc specjalnie nie żałuję (inaczej by tego postu nie było). Odradzam jednak zabieranie się za tę serię. Ja na pewno do niej nie wrócę.

Dajcie znać, czy lubicie tę serię, jeśli nie, to dlaczego nie, jeśli tak, to dlaczego tak. Chętnie także przyjmę Wasze propozycje dotyczące przeczytania innych książek.