piątek, 31 stycznia 2014

Któregoś dnia z właściwym sobie wyczuciem czasu (bo nowością to to nie jest), obejrzałam sobie film Katarzyny Rosłaniec - Bejbi Blues. Ja już wcześniej oglądałam jakieś Galerianki, Salę Samobójców i oba filmy nie podobały mi się jednakowo (Sala tylko budziła we mnie straszne poirytowanie, bo akurat byliśmy na tym w kinie całą klasą w liceum i nie można było wyjść). No ale przechodząc do bluesowego dramatu...

Wiecie co mnie najbardziej denerwuje w tego typu filmach? Za dużo patolki w patolce albo za dużo dramatu w dramacie. Mam na myśli to, że jest taka granica, której lepiej nie przekraczać. W przypadku Sali Samobójców tak było, przez głowę przebiegały mi same niecenzuralne słowa. Z Bejbi Blues było tak samo. W pewnym momencie pomyślałam sobie "serio?", jednak nadal z zaciekawieniem oglądałam film.

Poznajemy Natalię, która ma 17 lat, jest bardzo arogancka i na pewno nigdy nie zostałaby moją koleżanką. Razem z Kubą, który jest w jej wieku, mają małe dziecko. Przygotowują się do matury. To znaczy powinni się przygotowywać, bo Natalia buja małe dziecko i nie robi nic poza lansowaniem się z nim (bo to przecież modne), a Kuba znakomicie się bawi na Placu Trzech Krzyży. U Natalii w domu jest oczywiście nieciekawie, mama zostawia córce i jej chłopakowi mieszkanie. 

I teraz się skupcie, bo w tym momencie zaczynają się jazdy. Para się kłóci, Natalia jest głupia, Kuba głupi, spotyka się z niedoszłą teściową i się z nią całuje (MILF). Superancko. 17-latek z kobietą ze dwa razy od niego starszą. To był ten moment, kiedy uznałam, że chyba kogoś fantazja poniosła.

Potem już było coraz gorzej.

Zaczęło się palenie zielska w mieszkaniu, Natalia zaczęła wciągać, chodzić na melanże, robić DOŚĆ NIEPRZYZWOITE rzeczy na zapleczu sklepu ze swoim ziomkiem, a na koniec schowała dziecko w schowku, aż w końcu się udusiło.

To mógłby być koniec, ale niestety nie był.

Na widzenie do Natalii wpadł Kuba. Gadka szmatka, co u ciebie, u mnie super, a u ciebie, u mnie też - nic nowego. I nagle dziewczyna rzuca bombę - chcę mieć dziecko. Normalny człowiek odpowiedziałby "aha" albo "no to super, powodzonka". Kuba ruszył głową. Niestety nie tą, co powinien, w wyniku czego, jak można się domyślić, doszło do zapłodnienia. 

Wyobraźcie sobie film, który był kompletnie patologiczny. Taki, w którym nie byłoby nawet jednego normalnego elementu. Taki właśnie był Bejbi Blues. Jak teraz o nim myślę, to kojarzy mi się niezbyt dobrze. Mimo to na filmwebie dałam mu 5, co w tamtejszej ocenie oznacza "średni". Wiecie dlaczego? 

Zakładając, że aktorzy, grający Kubę i Natalię, wystąpili pierwszy raz na dużym ekranie, to poszło im całkiem nieźle. Poza tym film był lekki i zaskoczenie w sumie też było troszkę zaskakujące. Co prawda o główna bohaterka miała dość liberalne podejście do życia, jednak sama znam takich kilka przypadków, więc znalazłam pewne odniesienie do życia prawdziwego, nie fikcyjnego. I to tyle.  Słowo. Nie zaobserwowałam u nastolatek mody na posiadanie dzieci (tak samo jak nigdzie jeszcze nie widziałam galerianek). Nie znam też az tak głupich i bezmyślnych osób, może są, ale nie chce mi się wierzyć w aż taką głupotę. I to zakończenie - niby zaskakujące, ale po prostu niewiarygodne. 

Zmieniam ocenę na 3. Przemyślałam temat.