Przyszła niespodziewanie. Właściwie prawie się nie zapowiedziała. Zresztą nawet jeśli, to przybyła zdecydowanie za szybko. Jest niechciana, zbywana i najlepiej jest udawać, że jej nie ma. Można płakać, tupać nogami, zarywać noce, ale ONA nas nie ominie.
Sesja.
No i teraz albo wychodzi to, że się nie uczyliśmy przez cały semestr, albo że się uczyliśmy za mało, albo że cały rok liczy na nasze notatki. W jakiej grupie byśmy nie byli, mamy przerąbane. Pamiętam egzamin, na który uczyłam się cały semestr (był jednym z moich ulubionych). Potem sporo jeszcze do niego zakuwałam, bo egzamin miał być bardzo ciężki. No i dostałam z niego ocenę taką, jak z egzaminu, który kompletnie sobie odpuściłam. Ogólnie moje przygody ze studiami to materiał na osobną książkę nie z powodu kłopotów, ale jeszcze nigdy nie wydarzyło się w moim życiu właśnie tyle, co na uczelni.
No ale nie o tym miałam pisać.
Jeżeli kolejny raz obiecaliście sobie, że "w tym semestrze to już na pewno bla bla bla" i jeśli znów się nie udało, jest kilka wyjść z sytuacji.
- Nauka, pochłanianie maksymalnej ilości wiedzy bez snu, bez odpoczynku, bez siedzenia na fejsie, bez sensu. Pijemy hektolitry kawy, łykamy jakieś tableki z magnezem, jemy orzeszki na poprawienie koncentracji (akurat...). Po takim naukowym maratonie idziemy wreszcie spać, budzimy się rano i oczywiście nic nie pamiętamy. Nauka poszła w las, ale rozgrzeszamy się myślą, że przecież się uczyliśmy.
- Pobieramy wszystkie notatki od osób z roku, a najchętniej od tych, którzy są w top 3 studentów. Przeglądamy je, tworzymy specjalny folder dla nich. W końcu dochodzimy do wniosku, że jest tego za dużo i zostawiamy temat w spokoju.
- Podobnie jak w punkcie 2, dostajemy wszystko od osób, którym chciało się coś notować na zajęciach, wklejamy to do worda, tworzymy kolumny, zmniejszamy czcionkę i korzystamy z dobrodziejstw drukarni.
- Widzimy jak dużo jest materiału, zdajemy sobie sprawę z tego, że nie da rady tego wszystkiego ogarnąć, więc łykamy wszystkiego po trochu. Oczywiście nic nam to nie daje, bo na egzaminie trafią się wszystkie zagadnienia, tylko nie te, których się nauczyliśmy.
- Uczymy się na jeden egzamin, ale tak naprawdę, porządnie. Dostajemy z niego 3, bo w pytaniach otwartych lepsze odpowiedzi miały osoby czerpiące wiedzę z wikipedii (na bieżąco).
Ostatecznie możecie także zorganizować sobie wycieczkę na uczelnię we wrześniu lub w przerwie międzysemestralnej, jednak ta metoda to jak spadanie z deszczu pod rynnę.
Jeśli czytają mnie jacyś studenci - trzymajcie się w tym trudnym czasie. To niedługo minie.