sobota, 11 stycznia 2014

Przyszła niespodziewanie. Właściwie prawie się nie zapowiedziała. Zresztą nawet jeśli, to przybyła zdecydowanie za szybko. Jest niechciana, zbywana i najlepiej jest udawać, że jej nie ma. Można płakać, tupać nogami, zarywać noce, ale ONA nas nie ominie.

Sesja.


No i teraz albo wychodzi to, że się nie uczyliśmy przez cały semestr, albo że się uczyliśmy za mało, albo że cały rok liczy na nasze notatki. W jakiej grupie byśmy nie byli, mamy przerąbane. Pamiętam egzamin, na który uczyłam się cały semestr (był jednym z moich ulubionych). Potem sporo jeszcze do niego zakuwałam, bo egzamin miał być bardzo ciężki. No i dostałam z niego ocenę taką, jak z egzaminu, który kompletnie sobie odpuściłam. Ogólnie moje przygody ze studiami to materiał na osobną książkę nie z powodu kłopotów, ale jeszcze nigdy nie wydarzyło się w moim życiu właśnie tyle, co na uczelni.

No ale nie o tym miałam pisać.
Jeżeli kolejny raz obiecaliście sobie, że "w tym semestrze to już na pewno bla bla bla" i jeśli znów się nie udało, jest kilka wyjść z sytuacji. 
  1. Nauka, pochłanianie maksymalnej ilości wiedzy bez snu, bez odpoczynku, bez siedzenia na fejsie, bez sensu. Pijemy hektolitry kawy, łykamy jakieś tableki z magnezem, jemy orzeszki na poprawienie koncentracji (akurat...). Po takim naukowym maratonie idziemy wreszcie spać, budzimy się rano i oczywiście nic nie pamiętamy. Nauka poszła w las, ale rozgrzeszamy się myślą, że przecież się uczyliśmy. 
  2. Pobieramy wszystkie notatki od osób z roku, a najchętniej od tych, którzy są w top 3 studentów. Przeglądamy je, tworzymy specjalny folder dla nich. W końcu dochodzimy do wniosku, że jest tego za dużo i zostawiamy temat w spokoju.
  3. Podobnie jak w punkcie 2, dostajemy wszystko od osób, którym chciało się coś notować na zajęciach, wklejamy to do worda, tworzymy kolumny, zmniejszamy czcionkę i korzystamy z dobrodziejstw drukarni. 
  4. Widzimy jak dużo jest materiału, zdajemy sobie sprawę z tego, że nie da rady tego wszystkiego ogarnąć, więc łykamy wszystkiego po trochu. Oczywiście nic nam to nie daje, bo na egzaminie trafią się wszystkie zagadnienia, tylko nie te, których się nauczyliśmy.
  5. Uczymy się na jeden egzamin, ale tak naprawdę, porządnie. Dostajemy z niego 3, bo w pytaniach otwartych lepsze odpowiedzi miały osoby czerpiące wiedzę z wikipedii (na bieżąco).
Ostatecznie możecie także zorganizować sobie wycieczkę na uczelnię we wrześniu lub w przerwie międzysemestralnej, jednak ta metoda to jak spadanie z deszczu pod rynnę.

Jeśli czytają mnie jacyś studenci - trzymajcie się w tym trudnym czasie. To niedługo minie.