poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Dawno nie pisałam nie dlatego, bo nie było tematów - wręcz przeciwnie, mam ich pewien zapas. Nic się tu nie pojawiało z powodu mojego zwyczajnego lenistwa. Postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy. No i jestem! Z racji tego, że rzuciło mi się parę kwestii w oko, to zdecydowałam się o nich wspomnieć i je skomentować. Wszyscy o nich mówią, więc i ja - a co!


Na 35 Przeglądzie Piosenki Aktorskiej można było usłyszeć piosenkę "Hera, koka, hasz, LSD" w wykonaniu Karoliny Czarneckiej. Jest to wolna interpretacja oryginalnego utworu "Heroin and cocain" zespołu The Tiger Lillies. Jeśli nie znacie twórczości tych panów, to koniecznie przesłuchajcie kilka przypadkowych piosenek, które wyświetlą Wam się na YT. W moim odczuciu grają muzykę, która jest sztuką samą w sobie, ich piosenki o czymś opowiadają, przedstawiają konkretne sytuacje. Część ich repertuaru została wykorzystana w musicalu Sofia de Magico. Do czego zmierzam? A no do tego, że Karolina też wykonała performance. Zaśpiewała piosenkę w wyjątkowy sposób, właściwie odegrała ją, do tego ułożyła sobie jakąś tam choreografię. Ale to nadal było przedstawienie historii, a nie zaśpiewanie jakiegoś utworu ot tak, byle ładnie. Na mnie to zrobiło wrażenie. Poza tym, że odkąd usłyszałam to wykonanie, to ciągle chodzi mi po głowie "herakokahaszlsd", to jeszcze uważam, że ta dziewczyna ma to "coś". No ale to nie wszystko. Oprócz czystych zachwytów, pojawiło się w sieci wiele innych komentarzy dotyczących tej piosenki:


"Do tego trzeba się ostro sćpać"
"Ona sama chyba jak naćpana"
"Ona ćpała z tymi świętymi?"
"Na czysto nie idzie tego ogarnąć"

Czyli pokrótce mówiąc "rozumiemy sztukę i nawet ją cenimy, ale najpierw musimy się trochę skuć". Tego się jednak nie czepiam, bo rozumiem, że część tych komentarzy może być w żartobliwym tonie. To, czego w ogóle nie rozumiem, to stwierdzenie, że ta muzyka zachęca do przyjmowania narkotyków. No mili państwo... Ostatnio rozmawiałam z kolegą, którego naprawdę lubię i szanuję za to, że zawsze ma swoje zdanie. Tym razem powiedział mi, że przez utwory takie jak ten młodzież, jeszcze nie do końca świadoma, sięgnie po hasz, lsd albo inne narkotykowe cuda, bo uzna, że to fajne. Całkowicie się z tym nie zgadzam. Kolega ten znakomicie zna kawałek HG pod tytułem "Zjedz skręta", w którym padają słowa "nie namawiam, lecz powtarzam w kółko: pal ziółko". Moim zdaniem przeciętny 13-latek prędzej załapie słowa tej drugiej piosenki niż interpretacji Karoliny. Tym bardziej, że ona (ta interpretacja) wcale nie zachęca do brania narkotyków! Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Opinia, którą reprezentuje mój kolega, jest podzielona przez bardzo wielu internautów, którzy twierdzą, że ta piosenka zachęca do ćpania. Nic z tych rzeczy, kochani. Trzeba czytać między wierszami. ;) Poza tym moim zdaniem taki sposób śpiewania o narkotykach jest zdecydowanie lepszy od chwalenia się kodeiną płynącą w żyłach. Mylę się?

A to piosenka, która wywołała tyle szumu:



Kolejna kwestia, również muzyczna, dotyczy śpiewającego księdza. Otóż pewna para młoda otrzymała niesamowitą niespodziankę. Podczas ślubu ksiądz zaśpiewał utwór "Hallelujah". Wykonanie chwyciło za serce mnie, słuchającą tego na YT, ale jestem przekonana, że para młoda również musiała być miło zaskoczona. Oprócz zachwytu (także mojego, bardzo często się zachwycam), było też wiele słów krytyki. Mam nadzieję, że moja koleżanka nie będzie miała nic przeciwko, że cytuję jej słowa:

"Cud, cudem, a relacja z Jezusem to też inna sprawa. Ksiądz niech sobie śpiewa, jedzie na Eurowizję, do Opola czy Sopotu albo na festiwal piosenki radzieckiej, ale niech nie robi cyrku z Mszy. Zaczyna się od "popowej balladki", a kończy na clownach biegających po kościele, a tu chyba nie o to chodzi. Po to istnieją jakieś przepisy, żeby w kościele nie powstał liturgiczny burdel. Tyle mam do powiedzenia. Nie mam nic przeciwko tzw. wieczorom uwielbienia itp. Ludzie przychodzą, śpiewają i jest fajnie, bo jest inaczej niż na "nudnej Mszy z przymulającym księdzem i fałszującym organistą"."

Ona oczywiście ma rację. Serio. Bo jakby spojrzeć od strony tradycji i pełnej poprawności, to msze powinny być odprawiane bez żadnych udziwnień. Sama jednak wiem, że odrobina radości, wprowadzenia czegoś nowego, świeżego sprowadziłaby do kościoła więcej osób, które oczywiście chwaliłyby Boga, ale radośnie, z pieśnią na ustach (jeśli wiecie co mam na myśli). Jakby ksiądz podczas mojego ślubu zaśpiewał tak tę piosenkę, byłabym mega szczęśliwa z takiej niespodzianki. Tak więc moim zdaniem racje są dwie - ta, którą przedstawiła moja koleżanka, czyli tradycja kościelna i pełne uszanowanie Mszy oraz ta druga, że miło jest usłyszeć coś radosnego i niespodziewanego. Co innego, gdyby piosenka dotyczyła czegoś niezwiązanego z religią. Ale tak nie było - wobec tego, ja nie mam nic przeciwko takim urozmaiceniom. Mój kolega zauważył także:

"Ja osobiście uważam, że gdybym był Panem Jezusem, to bym się bardzo cieszył, że ktoś w końcu coś urozmaicił, a nie w kółko klepią mu te same formułki, nad którymi 3/4 ludzi się nawet nie zastanawia, tylko lecą z template'a"

Ja swoje zdanie wyraziłam, reszta należy już do Waszych przemyśleń.

Gdybyście zastanawiali się, jak ksiądz zaśpiewał tę piosenkę - tu macie odpowiedź:



Na sam koniec zostawiłam faceta, przez którego wiele, wiele kobiet zaszło w ciążę. A przynajmniej powinno. A przynajmniej tak mówi reklama. Chodzi o firmę obuwniczą Bartek i o buty, które sprawiają, że kobiety koniecznie chcą mieć dzieci. Na ulicach widzimy wielkie różowe billboardy z napisem "Spojrzałam na Bartka. Teraz jestem w ciąży.". Towarzyszy temu znak radioaktywności. Cokolwiek autor miał na myśli. Uważam, że sposób zwrócenia uwagi był super. Postanowiłam jednak wejść na stronę www.przezbartka.pl. Tam zastałam spot reklamowy. Przedstawia on (w telegraficznym skrócie) kobiety i... mężczyzn w ciąży. Jak to zobaczyłam, pomyślałam sobie "yyy, wtf?". Rozumiem, że mężczyźni też mają ochotę mieć dzieci, ale czy koniecznie trzeba było im dorabiać brzuchy? Ja się o tym nie chcę rozpisywać - krótko mówiąc w pewnym momencie kogoś za bardzo poniosło z tą reklamą. Dobrze jednak to opisuje Brief - zobaczcie. No i dajcie znać, jaki jest Wasz odbiór tej kampanii.

Jeśli chodzi o mój przegląd tygodnia, to jest on złożony tylko z trzech materiałów, ale wiem, że za dłuższy post byście się nie zabrali. Jeśli coś przykuło Wasze uwagę (niekoniecznie w ubiegłym tygodniu!), to dajcie znać. Do następnego! :)
Aaaaa, i autorem zdjęcia jest Elena Cabrera.