piątek, 23 maja 2014

Wiecie jak to jest - stoicie na przystanku, jest wczesna pora, a zajęcia na uczelni jakoś nie chcą się odwołać. Ledwo patrzycie na świat, czasem ziewniecie i marzycie tylko o wieczorze i miękkim łóżku. Ja tak miałam któregoś dnia. Niemal zasypiałam na stojąco i cieszyłam się, że po drodze nie spotkałam nikogo znajomego - nie miałam ochoty na konwersacje. Starszy Pan, który stał niedaleko mnie miał jednak inne plany. Podszedł i powiedział "trzeba szybciej spać". Uśmiechnęłam się, odpowiedziałam jakoś zdawkowo, myśląc tylko o tym, że najchętniej właśnie przekręcałabym się na drugi bok. Pan jednak nie odpuszczał...
- Trzeba szybciej spać. Usłyszałem kiedyś jak jakiś mały chłopiec tak powiedział swojemu koledze. Od małych też można się czegoś nauczyć.

No, dzieci zawsze mają najprostsze rozwiązania na wszystkie problemy. Nie miałam jednak ochoty o tym gadać i pomyślałam sobie tylko "facet, daj mi spokój".

- Spodobał mi się jeden mężczyzna, miał strasznie śmieszny nos, taki duży. Nawet nie zauważył, że go narysowałem

Mój rozmówca pokazał mi rysunek, dość prosty, ale widać, że wykonany pewną ręką. Uznałam, że dość niegrzecznym byłby kompletny brak reakcji z mojej strony, więc pociągnęłam temat, pytając czy Pan zajmuje się rysowaniem.


- Zajmuję się, rysuję, piszę, nawet rzeźbię. Wyrzeźbiłem pomnik Żeromskiego, ale już go zdjęli, bo uznali, że komunista nie może stać u nich w mieście na placu.

Chwilę pogadaliśmy o rzeźbach, głównie słuchałam, bo Pan mówił o nich dość ciekawie. Szybko jednak skończył ten temat, przechodząc do opowiadania o zwierzętach.

- Mieliśmy koty na klatce, ja mieszkam na Sobieskiego, ale sprzątaczce one nie pasowały i wszystkie potruła, a my, mieszkańcy, te koty karmiliśmy i traktowaliśmy jak swoje. Są też gołębie, ale też padają jeden po drugim, ta sprzątaczka wyjątkowo nie lubi zwierząt.

Żal zwierząt. To znaczy żal mi kotów, bo sama mam kota i nigdy nie zrobiłabym żadnemu krzywdy. To samo zresztą odpowiedziałam Panu. Gołębi natomiast nie znoszę i nienawidzę jak gruchają od samego rana. 

Autobus nadjechał. Nie mój. Mój prawdopodobnie odjechał chwilę przed moim przyjściem na przystanek, więc oprócz niewyspania czekało mnie także niewielkie spóźnienie. Pan powiedział, że musi jechać. Życzył mi miłego dnia i udał się w kierunku autobusu. Chwilę później się jednak odwrócił i powiedział - tym razem już z nieskrywaną radością:

- Mamy na szczęście jeszcze słowiki, taki domek dla nich na drzewie i one tak pięknie śpiewają.

Wiecie co? Dla tego jednego zdania warto było stać z Panem kilka minut. Nie miałam ochoty na rozmowę, rano nie jestem rozmowna. Ostatnie zdanie jednak bardzo mnie ucieszyło. Kotów nie ma, gołębie powoli też się wykruszają. Ale są słowiki. Trochę szkoda, że sprzątaczka taka nieczuła, ale przecież można czerpać radość ze śpiewu słowików. Trzeba ten śpiew tylko zauważyć. Zabrzmi to może dziwnie, ale szczerze ucieszyło mnie, że Pan do mnie podszedł. Przekazał mi trochę zwykłej radości. Nie podszedł z prośbą o piątaka ani podanie godziny, tylko po to, by chwilę życzliwie pogadać. 

Historia nie ma morału. Nie ma też także zaskakującej pointy. Przychodzi mi tylko do głowy, by czasem otworzyć się na ludzi, posłuchać co mają do powiedzenia i (choć odrobinę) schować śpiocha do kieszeni. W moim przypadku naprawdę było warto.

Zdjęcie od Arlo Bates