sobota, 21 czerwca 2014

Czekałam na ten film bardzo długo. Jak tylko pojawiły się pierwsze zajawki, później piosenka śpiewana przez Lanę del Rey, a na końcu zwiastuny - wiedziałam, że na pewno wybiorę się na "Czarownicę" do kina choćby nie wiem co. No i poszliśmy.


W głównych rolach występują: Angelina Jolie jako Czarownica, Elle Faning jako Aurora i Sharlto Copley jako Stefan.

Bardzo chyba nie zaspoileruję, jeśli powiem, że film różni się od bajki w dużym stopniu. To jednak wypada na plus, historia nie została przekombinowana. Spodobało mi się także przedstawienie sylwetki Czarownicy jako postaci, która nie od zawsze była zła. Samej historii w zasadzie nie mogę zarzucić nic - spodziewałam się dobrej opowieści i taką dostałam. Angelina zagrała super, Elle co prawda była w moim odczuciu trochę nijaka, ale nie zepsuło to mojego ogólnego wrażenia.

Film jest magiczny. Momentami przypominał mi trochę "Opowieści z Narnii", ale jednak to "Czarownica" skradła moje serce. Nie skupia się na wątku miłosnym Aurory z księciem, podobnie jak to było w bajce, a na czymś innym, o czym Wam nie powiem, by nie zdradzać zbyt wiele. 

Cała opowieść trwała półtorej godziny i to, jak dla mnie, było trochę za mało. Miałam wrażenie, jakby się zaczął i od razu skończył, trochę mi czegoś brakowało w trakcie. Bawią mnie opinie, które sugerują wątek gender, jednak wierzcie - jest to zwyczajne czepianie się. Żadnego cudowania nie ma i nie ma sensu wyszukiwać takich głupot na siłę. 

Co do efektów specjalnych - były super. Wiecie, nie za bardzo się na tym znam, poza tym oglądałam ten film w 3D - a to zawsze zmienia odczucia. Mogę więc powiedzieć tylko, że mi się podobało.

W zasadzie powiedziałam Wam niewiele, nie chciałam tej recenzji zamienić w jeden wielki spoiler. Mogę jednak przyznać, że ten film jest raczej dla dorosłych. Dzieciom prawdopodobnie się nie spodoba. Co prawda opowiada o miłości, ale też o ludzkiej chciwości o tym, że nikt nie jest z natury zły lub bezwarunkowo dobry. Tak mi się wydaje, że najwięcej z niego wyniosą osoby, które troszkę życie znają. ;) Poza tym film jest bardziej mroczny niż bajka. Nie ponury, a właśnie trochę mroczny.

Film na propsie, kochani. Jeśli jeszcze nie obejrzeliście, macie szansę nadrobić zaległości i zróbcie to jak najszybciej! Jedyne, do czego naprawdę mogę się przyczepić, to tłumaczenie. Maleficent zostało przetłumaczone jako Czarownica oraz jako Diabolina. Myślę, że można było się zdecydować na jedno z tych słów lub pozostawić wersję oryginalną. Tłumacze jednak zawsze mają ubaw podczas swojej pracy, nic więc dziwnego, że w tym temacie wyszła jakaś klapa. Poza tym - cudownie. Najchętniej wybrałabym się drugi raz.

Zdjęcie: Global Panorama