piątek, 15 sierpnia 2014

Jakiś czas temu miałam możliwość wypromowania pewnego konkursu. Nie będę wdawać się w szczegóły, krótko tylko powiem, że chodziło o bilety na jakiś koncert albo do kina - już nie pamiętam. Tak czy siak, nagroda jakaś bardzo wartościowa nie była, ale umożliwiała miłe spędzenie czasu. Moim zadaniem było sprawienie, by jak największa ilość osób się o tym konkursie dowiedziała. I wtedy okazało się, że istnieją na Facebooku grupy wsparcia konkursowiczów. Ludzie, którzy nałogowo biorą udział w różnego rodzaju grach, których celem jest wygranie czegoś - od skarpetek po samochód.

Teraz zdarza mi się przeprowadzać różnego rodzaju konkursy. Nie prywatnie czy na blogu, ale w pracy. Do wygrania mamy jakiś tam produkt, którego wartość oceniam na około 20 zł. Jest to więc raczej upominek aniżeli prawdziwa nagroda, o którą warto się bić.

Na początku wydawało mi się urocze, że ludzie się tak jarają konkursami. Myślałam, że to pobudza ich kreatywność, dobrze się bawią, a przy okazji mogą coś zdobyć. Dłuższa obserwacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że tak nie jest.

Powszechnym jest kopiowanie cudzych odpowiedzi. Oprócz takiego oczywistego ściągania w oczy rzuca się także INSPIRACJA czyjąś odpowiedzią. Wiecie co mam na myśli. Ktoś coś wymyśli, ktoś inny uzna, że w sumie fajnie brzmi i delikatnie przekształci - byle sens pozostał ten sam.
Zdarza się także, że komuś pomylą się okna konkursowe i pod "moim" konkursem udzieli odpowiedzi na pytanie z innego.
Bywa też tak, zaznaczę, że bardzo często, że w konkursach biorą udział całe rodziny. Jeśli więc do wygrania mamy, dajmy na to, bandaż elastyczny, wówczas cała rodzina o niego walczy. Siostry, małżeństwa itd. Zdarza się, że takie zespoły wygrywają, bo udzielą dobrej lub odpowiednio ciekawej odpowiedzi. Nie zrozumcie mnie źle, fajnie jest wygrać coś wartościowego. Jeśli jednak w grę wchodzi jakiś drobiazg, dziwi mnie aż takie zaangażowanie.

Specjalne grupy na Facebooku oferują pomoc w konkursach. Klikacze nabijają głosy, proszą o lajki u siebie. Gdyby tylko wejść na konta tych osób, można zauważyć, że całe tablice są wypełnione jakimiś konkursami, udostępnieniami zdjęć konkursowych, wiadomościami z aplikacji etc. Nic poza tym, zero życia.

Kiedyś czytałam artykuł o kobiecie, która żyje dzięki konkursom. Zdobywa nagrody, często takie same - wówczas je oddaje lub sprzedaje. Cała reszta się przydaje, da się utrzymać. Ta kobieta potraktowała to trochę jako pracę etatową. Szuka konkursów całymi dniami, udziela odpowiedzi, wysyła sms'y, zgłasza się to tu, to tam - i biznes jakoś się kręci. Wtedy traktowałam to jako pojedynczy przypadek - teraz widzę, że jest ich więcej.

Takich ludzi nazywam mafią konkursową - jak ich kiedyś określiła moja koleżanka. Nie zrozumcie mnie źle, to fajnie, jeśli ktoś sobie ułatwia życie na różne sposoby - oczywiście legalne. :) Nie lubię i nie toleruję natomiast ściągania, "inspirowania się" itd. Bawi mnie trochę wciąganie w konkursy członków rodziny, zwłaszcza, gdy wartość nagrody nie jest najwyższa, podobnie jak jej wygląd, wykonanie i inne kwestie. Wiem, że każdy ma swój sposób na życie, ale nie jestem w stanie zrozumieć, czemu ludzie siedzą całymi dniami przed kompem i klikają w te głosy, wpisują odpowiedzi, liczą na rewanż oraz szybką wygraną. Zastanawiam się wtedy, czy ci ludzie mają jakieś inne życie poza tymi konkursami, siedzeniem na fejsie i całodobową aktywnością w sieci?

Jakie jest Wasze zdanie? Czy tak częsty udział w konkursach traktujecie jako możliwość fajnego "zarobku", czy raczej jako przesadę? Dajcie znać, jestem ciekawa Waszego zdania.


Fot. Procsilas Moscas