niedziela, 31 sierpnia 2014

Siedzę właśnie w domu i słyszę, jak gdzieś na osiedlu bawią się dzieci, piszczą, czasami krzyczą, śmieją się. Mają ubaw taki, jaki ja miałam 10 lat temu. Wtedy, kiedy wychodziłam z domu nie martwiąc się, czy na dworze jest zimno, czy ciepło. Nie zastanawiałam się wtedy, czy za chwilę zacznie padać lub czy nie potargają mi się włosy w drodze na spotkanie z przyjaciółmi. Wychodziłam i niezależnie od wszystkiego wracałam do domu zadowolona. Zastanawiam się, gdzie podziały się tamte czasy.


Nawet gdybym akurat nie była przeziębiona, prawdopodobnie nie wyszłabym właśnie na spacer. Musiałabym zastanowić się, ile jest stopni, co powinnam założyć, by nie zmarznąć, jak za pół godziny temperatura spadnie (a jestem strasznym zmarźluchem). Prawdopodobnie nie pomalowałabym nic oprócz rzęs, ale zastanowiłabym się, co zrobić z włosami. Kobiety wiedzą, czym jest bad-hair-day. Spakowałabym do torebki wszystko, co potrzebne i wyszłabym zupełnie bez celu.

Mniej więcej w połowie mojej drogi zaczęłabym się zastanawiać, czemu właściwie wyszłam na spacer sama, skoro równie dobrze mogłabym usiąść na tarasie i oglądać toczące się na podwórku życie zwierząt.
Kiedyś mogłam wyjść nie umawiając się z nikim, uznając "ktoś na pewno będzie na osiedlu" albo "ktoś na pewno zaraz wyjdzie". Pozostawał też plan B - "najwyżej połażę po drzewach". Wyobrażacie sobie teraz 22-letnią dziewczynę wspinającą się na drzewo? Ja nie.

Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam spacerować w parze, rozmawiać, tulić się lub po prostu iść przed siebie nic nie mówiąc.

Kompletnie jednak uciekł cały spontan dotyczący takich wyjść z domu w pojedynkę. Siedzę właśnie z niewielkim przeziębieniem i kotem, opracowując big idea na życie. Planuję podbój kosmosu, dokładnie wiedząc, co zrobię jak już tylko wyzdrowieję.

I wiecie, tak naprawdę to nawet nie chodzi mi o bezrefleksyjne wychodzenie z domu. Tak naprawdę zastanawiam się nad tym, kiedy zwykłe, dziecięce rzeczy przestały mi sprawiać przyjemność. Kiedy uznałam "jestem już na to za stara". Kiedy stwierdziłam, że na pewne zachowania szkoda czasu. W którym momencie przyszło mi do głowy, że od teraz to już trzeba na poważnie.

To rok naszego urodzenia decyduje o tym, co wypada, a czego nie wypada. Może czasem trzeba przestać słuchać rozsądku, a obudzić w sobie małe dziecko. Tego sobie, ale i Wam życzę :)

Fot. Petr Dosek