piątek, 28 lutego 2014

Siemanko, to znowu ja. Dawno nie pisałam postów, które nie interesują zupełnie nikogo, więc postanowiłam nadrobić zaległości. Do rzeczy, nie ma sensu przedłużać.


1. Dzięki Adrianowi z bloga powiedzialem.pl odkryłam aplikację Rando. Zasada jest prosta, robisz zdjęcie, wędruje ono do kogoś ze świata, a następnie dostajesz zdjęcie od innej osoby z Ameryki, Francji, Portugalii czy innego miejsca, w którym ktoś akurat zrobił zdjęcie. Bo tu nie ma opcji jak na instagramie, czyli wykorzystywania fotki, którą zrobiło się wcześniej. Robisz zdjęcie -> wysyłasz -> dostajesz. Mój chłopak dziwi się, jak ja mogę się tym jarać, skoro podobne zdjęcia mogę sobie pobrać z google grafika. Ale to jest naprawdę opór super, dostaję zdjęcie, które ktoś zrobił specjalnie dla mnie! Super, co nie?

2. Niedawno byłam u fryzjera, by ściąć moje niesamowicie zniszczone końcówki i zrobić rewolucję na mojej głowie. Zdecydowałam się na bardzo szalone posunięcie - wycieniowałam włosy. Z długości zeszłam naprawdę sporo. Tydzień później kupiłam sobie kosmetyk, który miał sprawić, że włosy zaczną rosnąć szybko i będą naprawdę piękne i zdrowe. Wiecie, chciałam mieć nadal długie zanim się ponownie zniszczą. Nie wiedziałam, na czym dokładnie polega fenomen tego produktu. Okazało się, że po nim faktycznie rosną włosy. Znakomite. Mam wrażenie, że przez niecały miesiąc urosły o jakiś milion centrymetrów. Nie wiem jak mam się do tego ustosunkować i czy cieszy mnie to. Zawsze rosły mi wolno i myślałam, że i tym razem nacieszę się nową długością. Z drugiej strony to znakomita motywacja do tego, by któregoś dnia pojawić się w domu ścięta na zapałkę. Czemu nie - odrosną.

3. W wirtualnym dziekanacie pierwszy raz napisałam negatywną opinię o pewnym wykładowcy w polu "uwagi". Nietrudno mnie zdenerwować. Ja szybko jednak zapominam, jeśli się mnie ugłaszcze. Jednak jeśli się mnie denerwuje przez pół roku bez przerwy, to nawet supergłaskanie nie pomoże. Kara musi być. 

4. Zaczęłam przejawiać skłonności autodestrukcyjne. Robię to zupełnie przez przypadek i za każdym razem obiecuję sobie więcej ostrożności. Nie spotkacie mnie na ulicy z siekierą, jednak jeśli na przykład zobaczycie, że jakaś dziewczyna potyka się na prostej drodze, a chwilę potem krawi jej palec u dłoni - to prawdopodobnie będę ja.

5. Skończyłam sesję. Przybliża mnie to do niesamowicie ważnego momentu w moim życiu, czyli obrony. Jeszcze tylko jednak sesja, kluczowy egzamin i będę licencjatem socjologii. A wtedy zasilę listę blogów traktujących o radosnym lajfstajlu, poszukując pierwszej prawdziwej pracy. Już jestem podekscytowana i przebieram nóżkami z radości. 

6. Zrobiłam listę najczęściej czytanych przeze mnie blogów. To blogerzy, których być może jeszcze nie znacie (jakim cudem?). Nie wspomniałam tu o kominkach, fashionelkach i innych blogach, o których każdy słyszał już wielokrotnie. Te w moim zestawieniu, to moje odkrycia, bez których nie wyobrażam sobie tygodnia.


PS. Te stopy nie są moje, serio. To zdjęcie niejakiego Andrisa. Choć, nie ukrywam, gdybym teraz miała sobie pływać w ciepłym jeziorze przy zachodzie słońca, to mogłabym na jeden wieczór przyjąć takie stopy.

Co ja gadam... Narka!