czwartek, 8 stycznia 2015

Ostatnio pisałam Wam o maratonie filmowym, na którym byłam 31 grudnia. Pierwszym filmem, którym uraczyło nas Multikino były „Dzikie historie”. Krotko mówiąc, banda wkurzonych ludzi, którzy wyładowują na innych swoje frustracje. Nieśmieszne? Otóż nie, to przezabawne. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy – to film o mnie. I o Tobie również.

wkurzajacy ludzie
Fot. Angry Pflümli


Na co dzień jesteśmy kulturalnymi korposzczurami, studiujemy ambitne kierunki, mamy szczęśliwe rodziny i w najlepszym wypadku realizujemy swoje pasje. Jesteśmy uśmiechnięci, pogodni, nigdy nie zapominamy o „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Wystarczy jednak mały błysk, jakiś drobny impuls, by w jednej chwili zamienić się w furiatów.

Nie wiem czy kojarzycie taki film z Robinem Williamsem – „Choleryk z Brooklynu”. Na samym początku już możemy usłyszeć, czego nienawidzi główny bohater. To między innymi pilot do telewizora, światła drogowe, głośniki w małych samochodach, woda kolońska, guma do żucia, chomiki, lotniska etc. Lista była długa. Czy to zabawne? Tak. Ale niech no się zastanowię, czego nienawidzę ja.

Ścisk w porannej komunikacji miejskiej i wszyscy ludzie, którzy ten ścisk tworzą, zastrzeżone numery, elektryzujące się włosy, opóźniony pociąg, osoby gadające przez telefon w pociągu, śnieg, ciężka torba, kolejka do przymierzalni oraz wiecznie za krótkie spódnice, niesprawiedliwość, silny wiatr i ludzie, którzy się o wszystko obrażają.

To nie wszystko, jest tego wiele więcej. Możecie pomyśleć, że coś ze mną nie tak. A teraz zastanówcie się, co jest w stanie Wam zepsuć dzień, przez co cmokacie z niezadowoleniem lub przewracacie oczami. Czy gdy ostatnio mieliście zły humor, to była wina jednego czynnika, a może nerwy gromadziły się już od rana? Jak często macie ochotę wysadzić w powietrze Wasze miejsce pracy, uczelnię, autobus lub sklep?

A co by było, gdybyście faktycznie podłożyli bombę? Gdyby wkurzył Was szef, a Wy byście po prostu puścili z ogniem jego samochód. Gdyby uczelnia stanęła w płomieniach. Gdyby PKP zbankrutowało. Gdybyście bezkarnie mogli sobie wejść z końca kolejki do dowolnej przymierzalni i wyrzucić z niej przebierającą się, półnagą osobę.

„Dzikie historie” to nie jest film o frustratach. To film o normalnych ludziach, którzy mają normalne życie. Coś w nich narasta i wybucha. Wpadają na kapitalny pomysł wykorzystania rozwiązań ostatecznych. Robią to, o czym zdarza nam się pomyśleć. Widzimy tego efekty i myślimy: „warto było?”.

Jeśli sądzimy, że z nimi coś jest nie tak, zastanówmy się nad sobą. Nawet jeśli ich reakcje są przejaskrawione, to chyba rozumiemy – czasem w każdym z nas budzi się furiat.